Szczęście dla wszystkich

Społeczne i duchowe zasługi Adama Chmielowskiego – Brata Alberta są jednoznaczne i powszechnie znane. Piękna postać Polaka – patrioty, dzielnego powstańca, człowieka niezmiernej dobroci i miłosierdzia, który porzucił światowe życie, by we franciszkańskim habicie poświęcić wszystkie swe siły dla dobra biednych i pokrzywdzonych przez los ludzi.

Mało natomiast wiemy o nim jako malarzu. St. Witkiewicz napisał, że Chmielewski należał w Akademii Monachijskiej do czołowych postaci polskiej kolonii, że na całą prawie grupę wywierał wpływ szczególny! Maksymilian Gierymski świadczył w swoich zapiskach z 1873 roku, jak wiele zawdzięcza Chmielowskiemu. Z kolei Leon Wyczółowski twierdził, że „Chmielowski uczył nas konstruować obraz i nie uznawał żadnych kanonów, wpływał silnie na innych. Ja sam byłem pod jego urokiem. W naszej małej gromadce to on wodził rej. Był najpierwszym z nas kulturą, wiedzą i charakterem, a kto wie, czy i nie talentem”.

Adam Chmielowski w owym czasie był człowiekiem usilnie poszukującym swojego miejsca w życiu, spełnienia w sferze osobistej i artystycznej. Nie mieszcząc się w żadnym kanonie życia i sztuki, tym bardziej że ostatnie lata monachijskie były dla niego trudne i bolesne: cierpiał niedostatek, zmarł jego drogi przyjaciel Maks Gierymski. To wszystko zadecydowało o powrocie do kraju.

cmentarz-wloski

„Cmentarz włoski”, 1880, olej na płótnie. 79 x 143 cm, Muzeum Narodowe, Kraków
Źródło: http://culture.pl/

„Cmentarz włoski o zmroku” jest jednym z dwóch przechowywanych w Muzeum Narodowym w Krakowie obrazów Adama Chmielowskiego przedstawiających ten sam motyw – cmentarz zapadających ciemnościach wieczoru, z pomnikami i grobowcami bielącymi się w gęstwinie drzew. Oba są podobne w wyrazie i nastroju. Różni je perspektywa ujęcia widoku oraz nieco inne nasycenie światła; oznacza to, że artysta wybrał dwa różne momenty zmierzchu , chcąc ukazać stopniowe zanikanie światła. Po powrocie, już jako Brat Albert, malował jeszcze, tworząc wyłącznie płótna o tematyce religijnej. Ale były to dzieła niedokończone, rwące się wewnętrznie. Pozostało ich tylko kilka, przeznaczonych dla albertynów.

Porzuciwszy sztukę, ruszył w świat nędzy, pogrążając się w nim bez reszty. Mieszkał w ogrzewalniach, stopniowo uwalniając ich lokatorów od dominacji kryminalistów. Walczył z najgorszymi przejawami demoralizacji. Zbierał jałmużnę i żywność, zanosząc ją do tych strasznych nor. Zaprowadzał tam, korzystając ze wsparcia dawnych swoich „pańskich znajomych”, nacisków na miejska radę, elementarny ład gospodarczy i elementarne warunki higieniczne. Budował kuchnie, walczył o naprawę budynków. Tworzył proste warsztaty pracy, warsztaty szewskie, szwalnie .Uczył zasad moralności i religii.

Stopniowo też, zawierając umowy z krakowskim magistratem, rozbudował system opieki nad ubogimi i bezdomnymi .Kraków przywykł wkrótce do widoku tej ogromnej , brodatej postaci, przyodzianej w habit, dźwigającej zawsze jakieś dobra dla ubogich.

25 sierpnia 1888 roku uważa się za datę powstania zgromadzenia albertynów, choć dopiero za dwa lata wyłoniła się większa wspólnota „szarych braci” licząca ośmiu mężczyzn w habitach, oddanych posłudze dla nędzarzy i wśród nędzarzy. Albertynki powstały 15 stycznia 1891 roku, a ich pierwszą siostrą została s. Teresa, drugą zaś s. Bernardyna (Maria Jabłońska, obecnie błogosławiona). O ich duchowości najlepiej mówi fragment ułożonej przez Brata Alberta formuły ślubów: „Dla miłości Boga w Trójcy jedynego i wszystkich Świętych obiecuję Bratu Albertowi, jego następcom i Wam najmilsi, Ewangelię Pana naszego Jezusa Chrystusa aż do śmierci zachować, żyjąc w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie”.

17 września 1915 roku Brat Albert doznał częściowego paraliżu. Paraliż ustąpił wprawdzie, ale Chmielowski zaczął przygotowywać się do śmierci. Wiedział, że cierpi na raka żołądka. Ataki bólu pozbawiały go przytomności, wiadomo także, że na nic się nie skarżył, na nic nie narzekał. 20 grudnia 1916 roku położył się na swoim prostym tapczanie ze słowami „Będę umierał”. W niedzielę 24 grudnia przyjął ostatnie sakramenty, pobłogosławił albertynki i albertynów, a także ubogich i sieroty znajdujące się pod opieką obu zgromadzeń i zmarł dnia następnego. Pochowano go na Cmentarzu Rakowickim, w kondukcie szedł „cały Krakow” – od arystokratycznych oraz mieszczańskich elit po najgorszą społeczna nędzę.

Zbigniew Mikołejko w książce „Żywoty świętych poprawione” pisze:

Ciekaw jestem, co powiedziałby Brat Albert, widząc taki katalog starań, zaszczytów, translacji i zbiorowych uniesień? Czy zaakceptowałby to wszystko, nawet ten piękny niewielki kościół Ecce Homo na Czerwonym Prądniku, wystawiony według projektu Marzeny Popławskiej? Czy nie odrzuciłby z gryzącą ironią tych ceremonii tych celebracji i nie przeliczyłby zaraz wszystkich tych kosztów i trudów na koszty i trudy związane z utrzymaniem noclegowni i garkuchni dla nędzarzy?

Najbliższe spotkanie Literackiego Forum Dyskusyjnego 23 listopada br. o godz. 17:00 w Saloniku Artystycznym Biblioteki. Rozmawiać będziemy o filozofii i eseistyce Leszka Kołakowskiego. Zapraszamy.